Syndrom psa łańcuchowego

Syndrom psa łańcuchowego

Dawno, dawno temu, tak co najmniej siedemdziesiąt lat wstecz, podczas szkolnych wakacji zawarłam bliską znajomość z wiejskim kundelkiem. Psiak, niewiele mniejszy od labradora, biegał swobodnie  w ogrodzonym obejściu; weszłam razem z gospodarzem, zwierzątko podbiegło, chętnie przyjęło pogłaskanie i kawałek bułki. Wieczorem pies został przypięty łańcuchem do budy; chciałam powiedzieć mu dobranoc i musiałam cofnąć się raptownie – ten sam sympatyczny w dzień pies zmienił się w zębatą bestię, po prostu szalał na łańcuchu, usiłując pochwycić mnie zębami.

Właściciel zwierzaka powiedział obojętnie tylko tyle, abym nie podchodziła do uwiązanego psa, to mnie nie pogryzie.

Ani w domowej, ani w szkolnej bibliotece nie znalazłam odpowiedzi, czemu to fakt uwiązania tak całkowicie zmienił zachowanie tego psa – proszę wziąć pod uwagę, że siedemdziesiąt lat temu nie było internetu ani łatwo dostępnych poradników szkolenia; nie było też i wszechobecnych ogłoszeń psich szkółek.

A jednak i dziś wielu z nas nie wie, że napięta smycz równie skutecznie jak łańcuch uniemożliwia psu wybór zachowania, że stojący w miejscu milczący właściciel pobudza psa do przejęcia inicjatywy, a chwilowe poluzowanie i ponowne napięcie smyczy skłania zwierzę do tym mocniejszej reakcji – tak jakby celowo szczuło się psa. Nie trzeba umiejętności odczytywania mowy ciała, aby wiedzieć, kiedy stojący obok właściciela pies wystartuje z rykiem lub jazgotem. Kurczowe trzymanie na napiętej smyczy wychylonego do przodu psu lub przydeptywanie smyczy tak, aby zmusić zwierzę do warowania, jest już wystarczającym sygnałem. No i najczęściej po fakcie, gdy umilknie wściekłe szczekanie, usłyszymy tyradę „tak nie wolno, jesteś nieusłuchany, tyle razy mówię, żebyś był grzeczny”.

Być może zbyt mało psich szkółek prowadzi zajęcia zbiorowe, celowo zobojętniając psy na przechodzenie obok siebie – poczynając od przechodzenia na wprost w sporym dystansie, ze stopniowym zmniejszaniem odległości, zmianami tempa, wyprzedzaniem w marszu i biegu, z przechodzeniem i przebieganiem przed szpalerem siedzących lub warujących psów. Każdy z nas ma przecież bodaj jednego zaprzyjaźnionego psiarza i tego rodzaju ćwiczenia możemy robić na wspólnych spacerach. Ważne, aby po pierwszej mijance, gdy psy nachodzą się na wprost, nagrodzić własne zwierzę dopiero po przejściu spokojnie jeszcze co najmniej ośmiu-dziesięciu kroków. Jakiekolwiek tyrady są całkowicie bez sensu – mówienie psu po fakcie, że zachował się nieodpowiednio, strofowanie, wyrażanie własnego niezadowolenia wtedy, gdy pies już zmienił zachowanie, tylko utrudnia zwierzęciu zrozumienie o co naprawdę nam chodzi.

Nauka spokojnego chodzenia i biegania na luźnej smyczy potrzebna jest każdemu psu.

Spokojnego – niezależnie od przejeżdżających rowerzystów, wrotkarzy, ludzi prowadzących innego zwierzaka. I nie jest to trudne, nie wymaga ani stosowania dławika, nazywanego w niektórych szkółkach „smyczą behawioralną”, ani żadnych modnych wynalazków w rodzaju haltera czy specjalnych szelek, uniemożliwiających raptowne zwroty czy bieg. Swoją drogą – już setki lat temu dużym, biegającym luzem blisko lasu psom przyczepiano do obroży solidny kawał drewna – taki kołek, uderzając przy każdym szybkim ruchu zwierzę po łapach, skutecznie zniechęcał do ścigania zwierzyny – ot, taka średniowieczna smycz behawioralna…

Każdy normalny pies jest w stanie zapamiętać różniące się brzmieniem hasła, oznaczające spokojne chodzenie na smyczy żółwim tempem, normalnym krokiem, truchtem czy biegiem po lewej lub prawej stronie właściciela. Inne hasła mogą oznaczać poruszanie się niemal defiladowym krokiem na pokazach, jeszcze inne spacer na luźnej smyczy w kilku czy kilkunastometrowym dystansie od przewodnika. I każdy trener powinien pokazać, jak bez haltera i dławika nauczyć tego psa. Oczywiście możemy jeszcze zafundować sobie, jeśli chcemy, hasło oznaczające „ciągnij mnie na smyczy” – przydatne choćby przy wchodzeniu pod górkę, gdy już nam trochę brakuje tchu.

I każdy właściciel psa powinien zaoszczędzić wszystkim swoim bliźnim, spacerującym ze  zwierzakiem lub bez, spotkania z psem zachowującym się dokładnie tak, jak nieszczęsny łańcuchowy Burek. Łańcuchowy Burek atakuje ze strachu – pies szarpiący się na napiętej smyczy też nie jest wzorem odwagi, ale wystawia jak najgorsze świadectwo swojemu właścicielowi i szkółce, w której pobierał nauki. Jeśli nie masz blisko dobrej psiej szkółki lub nie wiesz, jak samemu pracować ze zwierzakiem – poszukaj tu tekstów Szkolenie grupowe – nauka spokojnego mijania się psów; Jak nauczyć psa chodzenia na smyczy; Prawa, lewa i slalomem.

To nieprawda, że pies potrzebuje cały czas na spacerze tylko analizować przypadkowo napotykane zapachy – niezależnie od ciągnionego na smyczy właściciela.

Jeśli podobał Ci się artykuł, postaw kawę nam i naszym psom.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Udostępnij na:

Więcej z serii: Zofia Mrzewińska - z notatnika trenerki

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anna
Anna
1 rok temu

Wszystko prawda 🙂
Bardzo lubię czytać Pani artykuły!

Sprawdź także
FCI.systems, system wsparcia sekretariatów zawodów i egzaminów
21/06/2024
Redakcja Nosem.pl
newsletter
Proszę czekać