Malutek – którego widzicie na zdjęciu – trafił do mnie z azylu, już bardzo niemłody, schorowany, na pół głuchy, niedowidzący. Do azylu zabrano go z ulicy – na pewno był psem domowym, prawdopodobnie porzuconym, gdy się zestarzał. Malutek nie boi się schodów, windy ani odkurzacza, nie boi się ruchliwej jezdni, entuzjastycznie wsiada do samochodu. Boi się za to lekarza weterynarii i nie ma wizyty bez zakładania kagańca.
A że nasi bliźni bez żenady głaskają cudze psy lub głośno komentują ich wygląd, to prawie codziennie jakaś obca mi pani pochyla się nad Malutkiem i pyta z oburzeniem, czemu taki mały miły piesek ma kaganiec.
Ano ma – bo ludzie kochają zwierzątka i chcą je dokarmiać. Zbyt często na trawnikach leżą resztki jedzenia, kawałki chleba czy pizzy, obgryzione kości kurczaka i nadpleśniałe plasterki kiełbasy. Podobno w sąsiedztwie nie zabrakło i trutki na szczury, czyli nie wszystkie zwierzątka są jednakowo kochane.
Nie ma szans, aby stareńkiego psa oduczyć zbieractwa, za to przyzwyczajenie do kagańca nie stanowiło problemu – starczyło wkładać do środka kawałek parówki, aby Malutek zaakceptował taką skórzaną miseczkę.
Po pierwsze – jedzenie podaje człowiek, z ręki czy w misce. Pies je przy człowieku, nie wymagamy czekania nad miską na pozwolenie, ale po nakarmieniu zabieramy miskę. Ustawicznie pełna miska to pierwszy krok do nauki zbieractwa. Tylko woda powinna być dostępna cały czas.
Po drugie – zabieramy smakołyki na spacer i okazjonalnie nagradzamy wymagane przez nas zachowanie psa. Jeśli nie dajemy smakołyków ustawicznie, tylko właśnie nieregularnie, pies koncentruje się na nas w oczekiwaniu pysznej niespodzianki.
Po trzecie – ćwiczymy w domu. Prowadzimy szczeniaka na smyczy dookoła ławy czy niskiego stołka, na którym leżą smakowite kąski. Nie pozwalamy na porwanie czegokolwiek – wymuszamy przejście obok (niech się gorszą zwolennicy bezstresowego wychowania – ja wolę wymusić smyczą przejście obok zakazanego jedzenia niż prowokować wymioty, gdy szczeniak połknie kawałek kiełbasy razem z plastikowym woreczkiem). Obojętne przejście obok jedzenia położonego na stołku czy na podłodze nagradzamy czymś znacznie smaczniejszym podanym z ręki.
Tego rodzaju ćwiczenia powtarza się wiele razy w domu, potem na spacerze wymusza się przejście obok jedzenia wysypanego na ścieżkę. Ale na zakazanych smakołykach nie powinno już być zapachu właściciela – może wysypać je trener. Po wielu powtórzeniach pies zostaje na siad przed leżącym jedzeniem, nadal trzymany na dłuższej lince. Przywołany będzie musiał, biegnąc do przewodnika, zignorować to, co leży na ziemi. Na koniec ktoś podrzuci jedzenie w umówionym miejscu – a my sprawdzimy reakcję psa. Oczywiście nie zostawia się szczeniaka ani dorosłego psa sam na sam w kuchni z naszym obiadem – pokusa mogłaby być zbyt silna…
Uwaga – jeśli pies już porwie w zęby kość znalezioną na spacerze, a właściciel zaproponuje wymianę na smakołyk, to nie oduczy zwierzaka w ten sposób zbieractwa. Przeciwnie…
Może nie zawsze, ale znam przypadek, gdy kilkutygodniowy trening uratował życie psu.
Moja psica Luśka (występująca jako Najpiękniejsza Kropka w opowiadaniu Psim zdaniem) przechodziła obojętnie nad jedzeniem leżącym na ziemi, ale, naśladując mnie, zbierała czarne porzeczki z krzaka. Jej następczyni, malinois Raszka, była bardziej zasadnicza – nie sięgała sama nawet po czarne porzeczki, chociaż jadła łapczywie te, które ja zebrałam i podawałam z ręki.
A co będzie z granulkami karmy rozrzucanymi jako zachęta do węszenia? Naprawdę żaden pies nie potrzebuje takiej zachęty. Każde zdrowe, widzące dziecko spontanicznie wyciągnie rączki do kolorowej zabawki – i żadna mama nie musi na zabawce układać cukierków…
A na koniec ciekawostka – nie o psach, ale o naszych bliźnich. Nad ukagańcowanym Malutkiem nieodmiennie rozczulają się panie – a czemu, a to krzywda, jaki piesek biedny, jak tak można… Panowie albo pytają drwiąco czy ten pies jest naprawdę groźny, albo patrzą na Malutka z uznaniem…