Nosem.pl Pies w domu Mój pierwszy pies Narysuj mi lalkę, czyli różne metody szkolenia psa
Mały Książę zażyczył sobie narysowania baranka, nie lalki; nie podobały mu się kolejne rysunki, dopiero rysunek skrzynki, w której miał być baranek, okazał się taki jak trzeba. (A przy okazji – jeśli nie pamiętasz rozmowy Małego Księcia z lisem, wróć do książki i przypomnij ją sobie przed decyzją o wprowadzeniu do domu pierwszego psa.) Gdy dziecko poprosi mamę o narysowanie lalki, nawet najmniej uzdolniona graficznie mama może narysować od razu, nie odrywając ołówka od kartki, całą lalkę, pokazać, dziecko rozpozna lalkę, choćby rysunek nie miał szans trafić do muzeum. Mama może także precyzyjnie rysować i nazywać ręce i nogi, szczegóły ubranka i bucików i dopiero potem połączyć w całość.
Co to ma wspólnego ze szkoleniem szczeniaka? Właśnie ma, bo psa możemy uczyć najpierw albo celu pracy, albo drogi do celu. Czyli możemy zaczynać od końca i nazwać cel pracy, albo zaczynać szkolenie od uczenia i nazywania każdego pojedynczego, naprowadzającego do celu kroku.
Zdecydowanie wolę zaczynać od celu, nie od drogi. Najłatwiej opisać to praktycznie na przykładzie chodzenia przy nodze. Ćwiczenie chodzenia przy nodze z reguły kończy się przyjęciem przez psa pozycji siedzącej przy nodze stojącego już przewodnika. A więc to jest cel pracy. Szkolenie zaczynam od zwrócenia na siebie psiej uwagi i naprowadzenia psa gestem (już wcześniej nauczyłam, że warto obserwować moje ręce) w pozycję siad przy nodze. Dopiero gdy pies usiądzie, nazywam tę czynność dowolnym hasłem, np. noga.
Równie dobrze mogę użyć innego słowa – pies nie rozumie przecież, że noga to część ciała człowieka; skojarzy brzmienie słowa z tym, co w tej chwili robi, za co zostanie pochwalony zawsze, no i okazjonalnie nagrodzony. (Uwaga – są sytuacje, w których przydatna jest psia umiejętność poruszania się przemiennie – raz przy lewej, raz przy prawej nodze, dlatego innym hasłem nazywam siad po lewej, innym siad po mojej prawej stronie). A więc naprowadziłam psa w siad przy nodze, wypowiedziałam hasło „noga” i od razu, powtarzając hasło, przesuwam nogę przy której siedzi pies tylko o pół kroku, zachęcając gestem moje zwierzątko, aby przeszło także te pół kroku, ponownie siadając przy nodze. Chwalę, przesuwam się o jeden krok i naprowadzam w siad, przesuwam się o dwa kroki, i tak dalej, i tak dalej. Ale nie za szybko – lepiej zrobić jeden krok precyzyjnie tłumacząc psu o co chodzi niż pięć kroków z niedokładnie poruszającym się psem.
Cel został osiągnięty – pies już wie, że hasło „noga” znaczy „usiądź przy nodze przewodnika gdy człowiek stanie”. I wtedy mogę chodzić w tempie ślimaka albo raptownie przyspieszać, mogę biegać i zwalniać, zmieniać kierunki, robić zwroty – pies będzie poruszać się jak najbliżej mojej nogi, aby w końcu móc usiąść, kiedy się zatrzymam. „Noga” to jest cel pracy, oznacza siad przy mojej nodze gdy staję nieruchomo. Gdybym przygotowywała psa na zawody, zaraz po przyjęciu przez psa pozycji przy nodze dodawałabym polecenie zawarowania i dopiero to nagradzała. Po prostu oczekiwanie na następną, dopiero tę nagradzaną czynność wzmacnia trwanie w poprzednio wymaganej pozycji. Tak samo zresztą po zakończonej wizycie w gabinecie weterynaryjnym wymagam od psa siadu, i tylko siad nagradzam, co troszkę zmniejsza chęć natychmiastowego wybiegnięcia z gabinetu.
Oczywiście przedtem w każdy możliwy sposób bawię się z psem, zachęcając do chwytu, oddawania, noszenia razem, ale hasło „aport” padnie dopiero wtedy gdy naprowadzę zwierzątko w siad przede mną i podam dowolny przedmiot do trzymania, a po chwili zabiorę od grzecznie siedzącego przede mną psa. Gdy pies zrozumie cel pracy, mogę, po wyrzuceniu dowolnego przedmiotu i podaniu hasła „aport” uciekać wracającemu z aportem psu – moje kochane zwierzątko będzie mnie gonić, trzymając aport w pyszczku. Także przy nauce aportowania przedmiotu przez przeszkodę już podczas pierwszej lekcji uczę psa, że aport może być wyrzucony nie wprost za przeszkodę, ale zupełnie w bok. Wtedy hasło „aport, przeszkoda” oznacza skok przez przeszkodę, szukanie i podjęcie aportu, gdziekolwiek by został przerzucony, i dopiero ponowny skok z powrotem już z aportem w pysku.
Dość częstym naszym błędem jest wymaganie od psa nie zawsze identycznego, ale tylko podobnego zachowania przy tym samym poleceniu. A przecież każdy (no, niemal każdy) pies rozróżni błyskawicznie „aport” od „przynieś”. Polecenie „aport” dla moich i szkolonych przeze mnie psów oznaczało pracę taką, jaka jest wymagana na egzaminach (siedzenie przy nodze przewodnika i czekanie po wyrzuceniu jakiegokolwiek aportu na hasło, dopiero wtedy bieg, chwyt bez podgryzania, powrót jak najszybciej, siad z aportem przed przewodnikiem i ponowne czekanie na hasło „daj”). Natomiast na co dzień pies na hasło „przynieś” miał także pobiec po wyrzucony lub wskazany przedmiot, ale nie siedział przedtem przy nodze, nie musiał po przyniesieniu siadać na baczność, oddawał w dowolny sposób, okazjonalne poprawianie chwytu też nie stanowiło błędu. „Przynieś” zapowiadało wspólną zabawę, wzmacniało chęć szukania, noszenia, noszenia razem, przeciągania się, było nagrodą za reagowanie na inne polecenia. Czyli „przynieś” to była taka symboliczna, byle jak narysowana lalka, a „aport” wymagało precyzyjnego wyrysowania zadania w psiej pamięci, także zaczynając od wskazania celu.
Dopóki pies nie zna celu pracy, pochwały wypowiedziane przedwcześnie mogą zmylić każde zwierzątko. Posłanie psa po wyrzucony przedmiot z hasłem „aport” i entuzjastyczna pochwała, gdy pies dopiero podejmuje ten właśnie przedmiot , może być zrozumiana jako sygnał skończenia pracy. No i zwierzątko wypuści aport i natychmiast wróci po nagrodę. Dlatego bardzo przydatne na co dzień są dwa odmienne słowa pochwały – jedno słowo oznacza akceptację tego co pies robi, jest niejako podtrzymaniem w pracy, a drugie, zupełnie inaczej brzmiące, niech oznacza zapowiedź nieregularnej nagrody.
Przewodnikom pierwszego w życiu psa być może nie będzie łatwo na co dzień kontrolować przede wszystkim siebie, kontrolować co i jak mówimy i co robimy komunikując się głosem i gestem z psem. Ale jaka ogromna satysfakcja, gdy nasze porozumienie ze zwierzakiem będzie coraz doskonalsze! Wprawdzie pies nawet okazjonalnie nie nagrodzi nas kawałkiem parówki, za to psi wzrok i pytanie „co dziś będziemy robić razem”, pytanie zadawane uszami, mordką i ogonem starczy nam przecież za każdy smakołyk…