Kiedy parówkom mówię „NIE”

Kiedy parówkom mówię „NIE”

Jeśli psu polecamy wskoczyć na wskazaną przeszkodę (jest takie ćwiczenie także na egzaminach psów ratowniczych, bardzo celowe, gdy trzeba zwierzakiem sterować), a pies zaczyna nerwowo szukać czegoś na przeszkodzie, to już wiem, w jaki sposób był szkolony. Po prostu przeszkodę podczas treningu smarowano pasztetem lub wysypano tam kawałki parówek. No i nawet tylko patrzeć na to jest i śmieszno i straszno, jak mówiła znajoma trenerka.

Jeśli położę smakołyki choćby na pniaku i pokażę psu, prawdopodobnie wskoczy czy oprze się łapami i zje to, co mu pokazuję.

Ale to nie będzie nauka gestu wskazującego przeszkodę ani hasła „wskocz na to, co pokazuję” tylko informacja „tam jest jedzenie”. Oczywiście pies przygotowywany do sportowych występów prędzej czy później pobiegnie i odruchowo zatrzyma się w miejscu, gdzie zawsze czekało jedzenie – wykona także następną komendę zapobiegającą nerwowemu szukaniu smakołyków, ale z prawdziwą współpracą z przewodnikiem niewiele to ma wspólnego.

Nie muszę oszukiwać mojego psa – i nie muszę układać parówek na pniaku, ławce czy pod oznacznikiem na placu treningowym. Psy obserwują nasze gesty – podobno, tak twierdzą naukowcy, właśnie wskazanie ręką kierunku jest już całkowicie czytelne dla psa, choć nadal niepojęte dla wilka. No to podchodzę z psem do wybranej przeszkody lub oznaczonego miejsca, gestem, ruchem ciała, ostatecznie ręką ze smakołykiem pomagam psu zrozumieć, co ma zrobić, nazywam wymaganą czynność, chwalę i dopiero nagradzam psa, ale nagradzam z ręki. A potem wysyłam psa na przeszkodę z innej odległości i nie nagradzam już za każdym razem.

Dla mojej psicy psa hasło „przeszkoda” oznaczało skok nad przeszkodą, słysząc „na górę” wskakiwała lub wchodziła na to, co pokazywałam. Jeszcze innymi hasłami posyłałam Raszkę w określonym kierunku albo do oznacznika – pies doskonale zapamięta, jakiego zachowania w jakiej sytuacji oczekujemy.

Z jeszcze większym przekonaniem mówię „NIE!!!!” wszelkim pomysłom rozrzucania parówek w trawie, aby w ten sposób skłaniać psa do pracy węchowej.

Normalnego, zdrowego na ciele i umyśle psa nie trzeba przecież namawiać do węszenia!

Widzącego dziecka też nie musimy uczyć korzystania ze wzroku – każdy zdrowy niemowlak sam pokaże paluszkiem lub chwyci w rączki nową kolorową zabawkę. Możemy wtedy uczyć nazwy zabawki lub nazwy koloru; wprawdzie dziecko chętnie wkłada do buzi wszystko co znajdzie, ale zabawki nie powinny być jadalne!

Wilcze szczeniaki najpierw korzystają z mamusinego baru, potem uczą się zapachu zdobyczy, przyniesionej do gniazda przez rodziców. Zapamiętują zapach i obserwują zachowanie dorosłych – wilczyca nie musi dla zachęty zostawiać na śladach odgryzionych kawałków zająca ani sarny. Szczeniak sam uczy się, za jakim zapachem warto podążać i co zapowiada określony zapach. Rozrzucanie parówek w trawie nie uczy współpracy z człowiekiem, tylko szukania jedzenia na własną łapę i nos – przecież zdobycz już czeka na psa…

Nie doceniamy i nie wykorzystujemy wystarczająco psiej ciekawości – a przecież jesteśmy dla dwu – czy trzymiesięcznego szczeniaka opiekunem zastępującym rodziców.

Oczywiste, że dobrze traktowany i karmiony przez człowieka maluch śledzi to, co robi opiekun i doskonale zna jego zapach. Jeśli na spacerze pokażę jakikolwiek przedmiot, najlepiej przesycony moim zapachem, a więc zapachem przyjaznym i bezpiecznym, odejdę na kilka kroków i demonstracyjnie rzucę ten przedmiot w trawę, to szczeniak będzie szukać takiej zdobyczy. I będzie szukać nosem – popatrzcie na filmik!

A po znalezieniu albo chwyci w mleczne ząbki i zabawi się w berka, uciekając z symboliczną zdobyczą, tak jak mała Raszka na filmie, albo zatrzyma się nad „ofiarą”, albo – co najrzadsze, ale zdarza się – spontanicznie wróci ze zdobyczą do opiekuna.

Jeśli nagrodzimy każde z takich zachowań wspólną zabawą, pochwałą i smakołykiem podanym z ręki, wzmocnimy wystarczająco pasję szukania nie parówek, ale przedmiotów o wskazanym zapachu. Lub podążania śladem najpierw dobrze znanego człowieka. Poznawanie świata węchem jest dla psa tak oczywistym, koniecznym i korzystnym zachowaniem jak dla nas otwieranie oczu. Więc proszę – nie dajmy się zwariować. Żadna współpraca psa z opiekunem nie wymaga rzucania parówek w trawę – chyba że pies ma te parówki aportować nam do rąk.

Jeśli podobał Ci się artykuł, postaw kawę nam i naszym psom.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Udostępnij na:

Więcej z serii: Zofia Mrzewińska - z notatnika trenerki

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Sara
Sara
2 lat temu

Odniosę do tego fragmentu: „całkowicie czytelne dla psa, choć nadal niepojęte dla wilka”. Główna różnica w tym kontekście to nie to, czy sygnał jest czytelny czy nie. Wilki na nas po prostu nie patrzą, dosłownie, więc nie ma znaczenia co my sobie pokazujemy jak wilcze oczy za nami nie podążają. One nas mają głęboko pod ogonem i nie uważają, że ludzkie gesty są warte zwracania na nie uwagi. Moga się ich nauczyć, pewnie, ale w psach wyselekcjonowaliśmy coś przedziwnego, uznawanie w nas kogoś wartego uwagi, na kogo się patrzy. A co do wskakiwania, w momencie jak suka usłyszy „up” to… Czytaj więcej »

Sprawdź także
Gdy pies odchodzi na zawsze
10/09/2024
Zofia Mrzewińska
newsletter
Proszę czekać