Jakiś czas temu pisałam już o nadmiernie pobudliwych psach, takich, które wręcz z obłędem w oczach zaciskają zęby na piłeczce czy szarpaku i po prostu nie są w stanie ani wypuścić zabawki ani oddać właścicielowi do rąk. To już nie smutny, ale dramatyczny skutek skłaniania szczeniaka lub psiego podrostka do ustawicznego chwytania i szarpania symbolicznej zdobyczy. Szarpania ile sił – bez uprzedniego nauczenia psa, że nie straci zabawki na zawsze, jeśli odda ją przewodnikowi.
Podobne skutki mogą dać błędy w pracy przygotowującej psa do startów w sportach wymagających twardego chwytania i trzymania rękawa. Jednak niezależnie od przyczyn, jeśli pies jest dosłownie zafiksowany na trzymanie i gryzienie szarpaka czy jakiejkolwiek zabawki, trzeba długo i cierpliwie odkręcać czyjeś błędy.
A te błędy prędzej czy później skutkują ogromną ekscytacją psa przy lada okazji – także wtedy, gdy właściciel wraca do domu, także na widok innego psa, także przy nauce jakichkolwiek nowych zachowań. Ustawicznie pobudzone zwierzę coraz częściej nie potrafi sprostać nawet łatwym sytuacjom, a już na pewno nie staje się dzielniejsze i odważniejsze. I leczenie takiego znerwicowanego zwierzaka wymaga bardzo wiele czasu i cierpliwości.
Właśnie teraz dwukrotnie stanęłam przed podobnym wyzwaniem. Do krakowskiego schroniska trafiło niedawno dość młode, trochę ponad dwuletnie zwierzątko. Drobny, zabiedzony pies prawdopodobnie miał być nieustraszonym obrońcą, ale Piorun, bo takie imię dostał od pierwszego właściciela – najwyraźniej nie sprostał swojemu imieniu i być może dlatego został oddany. Piorun na każde przywołanie przybiega niemal wtulając się w człowieka, jedzenie z ręki bierze szalenie ostrożnie, nie przejawia ani cienia agresji. Jednak na widok dużej czy małej piłki pies dostaje wręcz amoku. Chwyta, kładzie się z piłką na ziemi i zaciekle szarpie, ale to nie jest zabawa – do psa przestają docierać jakiekolwiek sygnały z otoczenia.
Prawdopodobnie także, gdy nie spełniła oczekiwań, pseudohodowca lub pseudowłaściciel pozbył się jej w najbardziej barbarzyński sposób. Przy piłeczce, aporcie lub szarpaku Nela również traci psi zdrowy rozum. Nadmierne ciągłe pobudzenie skutkuje nieprzytomnym naskakiwaniem na drzwi mieszkania, także brakiem umiejętności zawierania nowych psich znajomości. I Nela i Piorun nie potrafią prawidłowo czytać sygnałów przekazywanych przez inne psy – skrajnie zdenerwowany człowiek też nie umie spokojnie porozumiewać się z otoczeniem.
Nelę zaczęłyśmy uczyć wyciszenia w chwili powrotu właściciela. A więc zwykłe siad i waruj w pokoju, potem przy drzwiach wewnątrz mieszkania, potem przy drzwiach wejściowych. Kolejno w podobny sposób zobojętniamy ruch klamki, dźwięk obracanego klucza, uchylenie, przymykanie i otwieranie drzwi. Wreszcie suczka dostaje, jeśli wytrzymuje na siad przy otwartych drzwiach, smakol zbyt duży na natychmiastowe połknięcie, choćby suchą bułkę. Oczywiste, że Nela biegnie ze smakołykiem na swoje legowisko – i o to właśnie chodzi. Podanie nagrody, z którą pies chce jak najszybciej odbiec od drzwi, wyklucza skakanie i po drzwiach i po właścicielu. Stawiamy też przed Nelą zadania wzmacniające pewność siebie – to na przykład chodzenie po murku lub przeskakiwanie niewysokiej przeszkody.
Trzymając w ręce to, czego Nela nigdy nie nosiła w pysku i czego nie próbuje mi wyrwać – wymagam spokojnego siedzenia lub warowania. Także wtedy, gdy obojętny dla Neli przedmiot kładę obok na ziemi. Ten wydawałoby się prosty godzinny trening w parku zmęczył sukę wystarczająco, aby w domu zachowywała się wzorowo przy wyjściu i powrocie kogokolwiek z rodziny. Przy następnym spotkaniu będę uczyć Nelę powolnego chodzenia dookoła już atrakcyjniejszej zdobyczy. Ważne, aby Nela nie straciła kontroli sama nad sobą – moim zadaniem jest wymyślanie takich zadań treningowych, aby zwierzątko wreszcie odetchnęło z ulgą i powiedziało swoim zachowaniem – „tak, wiem, rozumiem, możemy razem polować na każdą piłeczkę, zdobycz mi nie ucieknie nawet wtedy, gdy oddam ją człowiekowi do rąk”.
No i azyl to nie spokojny dom; nadmierne pobudzenie sąsiadów niedoli udziela się także Piorunowi. Liczę jednak na to, że pies ma doskonały węch, a praca węchowa wymaga skupienia i wyciszenia. Nauczę więc podążania za śladem – najlepiej za śladem znanego i lubianego wolontariusza, potem warowania przy pozostawianych przedmiotach – dalsza praca będzie, podobnie jak u Neli, zależała od zachowania psa.
Na pewno nie będzie łatwo, ale może już za trzy miesiące przedstawię tu zdjęcia lub filmy prezentujące zadowolone, uśmiechnięte i pracujące bez nadmiernej ekscytacji Pioruna i Nelę – trzymajcie za nas.