Nosem.pl Szkolenie psa Czekaj czy zostań – jakich słów poleceń lepiej uczyć psa
Zdecydowanie najlepiej zrezygnować i z „czekaj” i z „zostań” – za często używamy tych słów zamiennie, i to zupełnie nieświadomie i zupełnie przypadkowo. W efekcie pies albo nauczy się tej samej reakcji na dwa rozmaite słowa, albo będzie reagował na sytuację – czyli na przykład na odejście przewodnika, gdy już sam zawarował.
Właśnie po zamieszczonym tu grzecznościowym ogłoszeniu o czekającym w krakowskim azylu Arnim, psie w typie malinois, zapytano mnie, czemu odchodząc od warującego psa raz mówiłam „czekaj”, raz „zostań”. Ano właśnie dlatego, że nie uczyłam psa znaczenia jakichkolwiek słów, tylko sprawdzałam na jakie hasła lub gesty Arni łatwo i chętnie reaguje. Jak widać na filmiku, okazało się, że albo przemiennie używano obu tych słów, albo pies reagował na gest czy ruch. Niemal przy każdym ćwiczeniu pomagałam psu gestem dłoni lub nachyleniem ciała – to nie było przygotowanie do startu w zawodach, tylko sprawdzian możliwej komunikacji z psem, zwłaszcza z psem, który trafił do schroniska z nie najsympatyczniejszą opinią. Pies podczas treningu zachowywał się idealnie; ale też nie był w żaden sposób prowokowany. Jak zachowa się w przyszłości, to będzie zależało tylko od człowieka.
Przecież każdemu zwierzakowi łatwiej skojarzyć tę samą czynność z zawsze tym samym dźwiękiem! Dlatego też proponuję, aby dla psiego maluszka cała rodzina przygotowała obowiązujący wszystkich słownik – po co pies ma pamiętać, że pańcia mówi „waruj”, a pan „leżeć”, kiedy oczekują takiego samego zachowania?
Z tym „zostań” i „czekaj” też miewamy kłopoty. Jeśli mówiąc „zostań” oczekujemy, że pies pozostanie „na baczność” w wymaganej uprzednio pozycji aż do naszego powrotu lub przywołania, to nie należy mówić „zostań” gdy zostawiamy psa na dwie czy trzy godziny samego w domu! Albo sami nauczymy, że nasze polecenia nie są precyzyjnym przekazem, albo biedny zwierzak zastygnie w bezruchu, w napięciu oczekując powrotu właściciela.
Oczywiste, że często chcemy zapomnieć o słownej dyscyplinie, zwłaszcza jeśli pies jest jedynym towarzyszem; miło od serca pogadać ze zwierzakiem o bądź czym. No i bardzo dobrze – jeśli te pogaduszki brzmią ciepłym czy żartobliwym tonem, pies nie musi rozumieć ani jednego słowa. Odbierze za to bezbłędnie nasze emocje i na swój sposób spróbuje odpowiadać, choćby głową położoną na kolanach czy wsuniętą pod głaszczącą dłoń…
Zresztą przy jakiejkolwiek korekcie nie można obrażać się na psa. Tu kłania się nam jedno z najważniejszych Kiplingowskich praw dżungli – nie ma obrażania się wśród zaprzyjaźnionych zwierząt. Konieczna, choćby przykra czy bolesna korekta kończy wszelkie nieporozumienia – bez dodatkowych przemówień czy pouczeń. Bo tych przemówień pies już na pewno nie zrozumie… Jeśli zatrzymam psa ostrym „nie” i uniemożliwię blokadą smyczy chociażby skok na przechodzącego obok kota, gołębia czy nielubianego psiego koleżkę, to natychmiast po tym przywracam swoje zwierzątko do łask! Tylko w ten sposób pies zapamięta, jakie zachowanie jest aprobowane i może przynieść wymierne korzyści.
A jak będzie z tymi dodatkowymi gestami, kiwnięciem głową, zmianą pozycji ciała, nawet wyrazistą mimiką przy wszelkich słownych poleceniach? No cóż, jeśli nie planujemy startów w zawodach, możemy sobie na to pozwalać. Psy przecież doskonale odbierają mowę ciała. Jeśli jednak chcemy poddać ocenie wyszkolenie naszego psa – koniecznie poprośmy przyjaciół o sfilmowanie – bodaj komórką – naszej pracy z psem. I zaraz zobaczymy, w jakich sytuacjach my sami wymagamy korekty, czy aby nie mówimy raz „czekaj”, a raz „zostań”, wymagając takiego samego zachowania…