Proponowałabym wszystkim psiarzom, a już zwłaszcza tym, którzy przygodę z najlepszym przyjacielem człowieka dopiero zaczynają, zapoznać się z opisem eksperymentu nazwanego „Mysia utopia”. Nie wchodząc w szczegóły – eksperyment polegał na stworzeniu zwierzętom życia w absolutnie luksusowych warunkach – zapewnione miejsce i budulec na gniazdo, pełne bezpieczeństwo, jedzenia ile chcieć i nic do roboty.
No i najpierw skokowo myszek przybywało, nastąpił ogromny wzrost rozrodczości, ale zanim mysie gromady rozrosły się ponad możliwości terenu eksperymentu, nastąpiło zdumiewające zjawisko. Życie w pełnym luksusie było ciekawsze niż opieka nad kolejnymi pokoleniami, rozrodczość spadła, mysi panowie interesowali się pielęgnacją własnego futerka a nie mysimi paniami, mysie panie wydawały na świat coraz mniej liczne i coraz mniej zadbane potomstwo. Aż wreszcie, nadal w pełnym luksusie, zeszła z tego świata ostatnia myszka z eksperymentalnej kolonii. Eksperyment powtórzono bodaj dwukrotnie, także ze szczurami, z takim samym rezultatem.
W „Rodzinnym gnieździe” Vitus B. Droscher, znany z licznych, publikowanych i u nas książek opisujących życie zwierząt, posunął się do stwierdzenia, że również ludzka cywilizacja upada, gdy nadmiar dobrobytu przeszkadza w dbałości o rodzinne gniazdo. Może to już lekka przesada, może nie, ale na pewno zero obowiązków, nieliczenie się z pozostałymi członkami grupy, całkowicie bezstresowe wychowanie i brak jakiegokolwiek wspólnego zajęcia po prostu musi rozsadzić tę grupę od środka.
Troskliwy właściciel zapewnia bezpieczne miejsce, jedzenie, obsypuje czułościami i pozwala na wszystko. Przecież jak grzybów po deszczu przybywa zwolenników teorii nakazujących grzecznie podążać na smyczy za zwierzątkiem i niczego nie wymagać, aby nie ingerować w osobowość psa.
Na takich zasadach nie przetrwałoby żadne wilcze stado. Pies prowadzący właściciela na smyczy i pozostawiany sam sobie na wybiegach nie ma praktycznie żadnych szans na realizację zachowań wrodzonych dla gatunku.
Z długiego spaceru wróci do domu zmęczony tylko fizycznie, na parkowych alejkach może interesować się różnymi zapachami, ale niczego nie upoluje ani nie wytropi. A i w domu nie ma nic do roboty – owszem, można prowadzić generalny remont mieszkania, szczekać na każdy dobiegający hałas i nagromadzone emocje odreagować skokami i chwytaniem zębami za ubrania powracających właścicieli.
Nadmiar opiekuńczości lub pozostawianie wszelkich decyzji w psim nosie i łapach może tylko pogłębić poczucie niepewności i nawet strach przed otoczeniem.
Nie stwarzajmy naszym psom utopijnego życia. Dajmy rozsądne dawki pracy i koniecznie zdejmijmy z psiego łebka ciężar odpowiedzialności za nas. W każdej grupie społecznej ktoś podejmuje decyzje – w świecie ludzi pies nie może decydować sam za siebie; tym bardziej za nas. Żaden pies nie musi być mistrzem świata w jakiejkolwiek dziedzinie sportu kynologicznego, ale każdy potrzebuje właściciela-przewodnika. Nie stwarzajmy naszym psom „mysiej utopii” – będzie lepiej na co dzień zwierzakom i nam.
Dobry pomysł na tekst, ale właśnie – pomysł. Skończyłam go czytać i miałam wrażenie, że to jakaś zajawka, czekałam na więcej. Temat ciekawy i chętnie poczytałabym więcej, zwłaszcza że to blog, nie instagram z ograniczoną liczbą znaków w poście.