Nosem.pl Szkolenie psa Nie ma jak prysznic, czyli logika pod psem
Pewnego pięknego upalnego dnia nad niewielką rzeczką biegały dobrze sobie znajome tervueren i rottweiler. Terwik z ogromną radością taplał się, pływał, przybiegał do właścicielki, otrzepywał futerko i niemal natychmiast wracał do rzeczki.
Rottweilerowi też było gorąco, ale nie decydował się na kąpiel. Za to uważnie obserwował psiego kumpla i po chwili, po kolejnych powrotach terwika z rzeczki, ustawiał się tak, aby jak najwięcej skorzystać z prysznica. Właśnie ten moment udało się uchwycić na fotografii – popatrzcie sami, to właśnie psia logika.
I to jest pierwsze prawo, obowiązujące przy szkoleniu psów:
Jeśli pies na skutek swoich spontanicznych zachowań odniesie jakąś korzyść, jest niemal pewne, że bez żadnych zachęt z naszej strony powtórzy to zachowanie w identycznej lub tylko podobnej sytuacji. Jeśli pies na skutek swoich własnych spontanicznych zachowań nie odniesie oczekiwanej korzyści, jest prawdopodobne, że łatwo zobojętnieje na takie same lub podobne sytuacje.
Ta zdolność obserwacji, zapamiętywania i przewidywania skutków własnego działania zdumiewa nas często u zwierząt; niechętnie przyznajemy im możliwość jakiegokolwiek, a co dopiero logicznego myślenia. No i zamiast wykorzystać psią logikę, stwarzać sytuacyjne „prysznice”, czekamy, aż zwierzę bez naszego udziału na własną łapę zdecyduje co jest dobre, a co nie.
Pies, a jakże, chwyta patyk, gryzie, zaprasza do zabawy a to człowieka, a to inne psy, ale po udanej zabawie niekoniecznie równie entuzjastycznie zaaportuje przedmiot wskazany bądź wyrzucony przez przewodnika. Zwierzak już sam nauczył się, co jest zdobyczą zastępczą – czym ożywi także nieco nieruchawego właściciela. A gdybyśmy na spacer zabierali zabawki na sznurku, które, nadal trzymane w rękach, uciekają na długość sznurka, to każdy ruch naszych rąk mógłby być zapowiedzią „zabawkowego prysznica”, warto byłoby właśnie nas obserwować! Nie obrzydzilibyśmy całkowicie zainteresowania tym, co łatwo dostępne leży na ziemi, jednak cenniejsza byłaby zdobycz pochodząca z ludzkich rąk.
Ale zamiast od pierwszych chwil umacniać w zwierzątku przekonanie, że warto przynosić i oddawać to, co wskaże człowiek, grzecznie podnosimy i wyrzucamy przyniesione nam przypadkowe patyki, całkowicie przekazując decyzję psu. I już z własnej woli rezygnujemy z roli lidera – kto wtedy kogo szkoli?
Zresztą samowolne psie decyzje czasem kończą się bardzo źle. Zdarzyło się, bodajże we Wrocławiu, że pies zbyt mocno uchwycił zębami znaleziony patyk. Drzazgi wbiły się w język, trzeba było interwencji lekarza weterynarii. Operacja, owszem, udała się, ale tej samej nocy pies udusił się własnym opuchniętym językiem. To wprawdzie szalenie rzadki przypadek, ale i tak cierpnie mi skóra, gdy widzę łamliwe patyki rzucane zwierzakom – zwłaszcza te wrzucane do wody. Przecież w rzece taka zdobycz ucieka, a skoro ucieka, to trzeba chwycić mocniej…
Niemal każdy szczeniak, dorosły pies także, spontanicznie interesuje się kapciami właściciela – tam jest tyle naszego zapachu! I niejeden pies solidnie oberwie za takie zainteresowanie. A potem będziemy wkładać kawałki parówek w odciski butów przewodnika, aby tylko pies zainteresował się śladem – gdzie tu logika i konsekwencja? Ta ludzka, nie psia oczywiście?
Nic łatwiejszego, uciekajmy szczeniakowi na spacerze, chowajmy się za krzakiem czy drzewem także dorosłemu psu. Zakończone sukcesem poszukiwanie to doskonały motywator, tym silniejszy, im bardziej zwierzę związane jest uczuciowo z opiekunem. W ten sposób pies dla własnej satysfakcji, nie dla smakołyków, będzie sprawdzać, gdzie jesteśmy. A potem to już nie my będziemy pilnować Azorka, ale Azorek nas.
Możemy także, wychowując szczeniaka, stwarzać sytuacje obrzydzające zachowanie, którego nie akceptujemy – takie „antyprysznice” właśnie.
Malutką Raszkę zainteresowały poruszające się zasłony na drzwiach balkonowych – jeśli coś się rusza, to na pewno trzeba łapać! Można było szczeniaka skarcić lub podwiesić zasłony, ale wystarczyło skłonić do nudnego warowania obok zasłon. I prowokacyjnie poruszać zasłoną, jednocześnie uniemożliwiając – nie rękami ani smyczą, tylko kawałkami parówek – samowolną zmianę „waruj” na chwytanie zasłon. Zmiana mogła być tylko na „siad”, „waruj” i ponownie „siad”. A w następnej chwili zaczęłam turlać zabawkę na środku pokoju. Oczywiście szczeniak radośnie dołączył do zabawy. Nigdy więcej Raszka nie próbowała łapać ząbkami firanek.
Stwarzajmy takie sytuacje, aby pies najbardziej chciał robić to, na czym właśnie nam zależy. Rottweilera nie trzeba było komendą, smyczą ani smakołykiem nakłaniać do korzystania z prysznica – sam wpadł na taki pomysł…