Szkolenie psa zacznij od zabawy

Szkolenie psa zacznij od zabawy

Przygodę ze szkoleniem psów zaczynałam niemal pół wieku temu – w 1980 roku moja psica (owczarek niemiecki Luthien z Barytowej Góry) startowała w pierwszych mistrzostwach Polski psów towarzyszących. No i teraz często spotykam się z pytaniem, jak to dawniej wyglądały zajęcia bez skarmiania psa kilogramami pokrojonych parówek, czy aby nie wymuszałam siłą oczekiwanych zachowań, czy nie stosowałam braku kary jako nagrody.

Jeśli pracę zaczynamy ze szczeniakiem, to szkolenie psa i dzisiaj, tak jak pół wieku temu, może okazać się naprawdę nie tak bardzo trudne

Zobaczcie filmik zamieszczony pod tekstem „Aport na dwa sposoby”. Szczeniak, nie mój, tylko poznany przed chwilą, naprowadzany był w rozmaite zachowania ruchem zabawki. Szczenięcą reakcję na ruch zabawki nazywałam zawsze tym samym słowem – policzcie, jak wiele czynności można tak sprowokować. Smakołyk podałam tylko raz, kończąc pierwszą lekcję. Oczywiście trzeba zapamiętać jakimi słowami nazywamy psie zachowania – nie można mówić raz „waruj” a potem „leżeć”, jeśli oczekujemy przyjęcia tej samej pozycji. A tak przy okazji – dlaczego przybliżałam twarz do pyszczka szczeniaka? To bardzo proste. Dwumiesięczny wilczek jeszcze nie potrafi polować, wilczyca przynosi szczeniętom jedzenie w zębach lub we własnym żołądku, upuszcza albo regurgituje po powrocie do gniazda.

Więc przybliżenie twarzy może i dla psiego malucha być zapowiedzią jedzenia – tym łatwiej odda zabawkę. Dlatego wszystkie moje psy często dostawały smakołyki właśnie z ust. Umacniałam przekonanie, że jestem wszechpotężną karmicielką, uczyłam delikatności do twarzy i bezkonfliktowego oddawania aportu – tyle pieczeni przy jednym ogniu! No i podrastający, a potem dorosły pies liczył się ze mną na co dzień, to ja wskazywałam co przyniesie korzyść. Pies mógł inicjować zabawę, wskazywać na psim zdaniem ciekawe lub niepokojące zjawiska, ale od decydowania co robić byłam tylko ja.

Zdecydowanie trudniej dziś pracować z dorastającym czy dorosłym  zwierzakiem, którego w wyłącznie pozytywnej szkółce sterowano smakołykami podsuwanymi bezustannie pod nos.

Wtedy warunkuje się psa nie na wypowiadane słowa, nie na sam gest, ale na obecność czegoś jadalnego w  ręce. To trochę tak, jak my sami jesteśmy uwarunkowani na zmianę świateł przy przechodzeniu przez ruchliwą jezdnię – grzecznie czekamy na zielone światło, choćby po drugiej stronie jezdni czekał ktoś doskonale znajomy. Podobnie pies, zachęcany do każdej zmiany zachowania podsuwaniem smakołyka, nie zwraca uwagi na wypowiadane słowa. Brak granulki karmy czy plasterka parówki w ręce przewodnika jest dla zwierzaka niczym czerwone światło dla nas, pusta dłoń staje się sygnałem „teraz nie rób nic”.

Na nasze, a chyba i psie szczęście, można przywrócić przekonanie, że to głos i gest przewodnika jest najważniejszy, ale przed rozpoczęciem jakiegokolwiek szkolenia musimy odbudować mocny kontakt emocjonalny z psem – na każdym spacerze, w parku i na ulicy prowadzącej do parku także. Torby mieszczące kilogramy pokrojonych parówek lub całodzienną karmę zostawiamy w domu. Niewielką ilość psich przysmaków chowamy w zamykanej saszetce – otwieranie saszetki trochę wydłuży czas pomiędzy reakcją psa na polecenie a podaną nagrodą. I ten czas wykorzystamy na bardzo serdeczne pochwały, dopiero potem wyjmiemy poczęstunek. Uwaga – trzymając w dłoni kilka smakołyków ryzykujemy upuszczenie któregoś na ziemię, co nie tylko odwróci uwagę psa od ruchu naszej dłoni, ale i uczy zjadania wszystkich znalezisk. Saszetkę najlepiej nosić na brzuchu, nie z boku – trzymana nad psim nosem skłania psa do podskakiwania, trzymana na drugim boku utrudnia wyjmowanie nagrody.

Szkolenie psa zaczynamy spacerem na smyczy.

Wiemy, że psy w zabawie oferują wzajemny, często bardzo mocny kontakt ciałem. Przewracanie się, tłamszenie, pościgi, uderzenie barkiem to najbardziej naturalne zachowania psów. No to nie obawiajmy się mocniejszego dotknięcia psa dłonią ani podobnego siłą nacisku obroży lub szelek. Nakierowanie psa szybkim i krótkim ruchem smyczy nie jest wymuszaniem, to tylko sygnał! Nie trzeba przecież szarpać ani dławić zwierzaka aby popatrzył na nas, aby można było właśnie takie, bodaj chwilowe zainteresowanie nagrodzić. Chwalimy zawsze, a nieregularnie nagradzamy każde spojrzenie, każdy ruch w naszą stronę.

Nie zwabiamy do siebie psa smakołykami, ale na pierwszych zajęciach także smakołykami nagradzamy zwrócenie na nas uwagi!

Nie my podążamy za psem; to pies ma obserwować co robi przewodnik! Lekkie napięcie smyczy, natychmiast luzowanej, gdy pies bodaj na nas popatrzy, entuzjastyczna pochwała i okazjonalna nagroda smakołykiem przekona zwierzaka, że to my jesteśmy odpowiedzialni za siebie, psa i cały świat, to my gwarantujemy bezpieczeństwo i decydujemy, co można robić razem.. Pies szybko zrozumie, choć niekoniecznie na pierwszym spacerze, jak bardzo warto obserwować nas i nasze ręce. No to przy każdej okazji, w domu także, wzmacniamy zainteresowanie psa tym co robimy. Na spacerze uciekamy bodaj o trzy kroki, i w domu i na spacerze demonstracyjnie pokazujemy i chowamy ulubione psie zabawki, chwalimy zainteresowanie szukaniem.

Nazywamy każde spontaniczne, korzystne dla nas zachowanie psa – i prowokujemy te zachowania. Oczywiście raz od święta można ruchem ręki ze smakołykiem naprowadzić czworołapego kursanta w nowe zachowanie, ale smakołyk podamy dopiero po wykonanym, nazwanym i serdecznie pochwalonym ćwiczeniu. Nie zanudzamy powtarzaniem w kółko tych samych ćwiczeń – ale wymagamy zrobienia czegokolwiek przed pozwoleniem na to, na co pies najwyraźniej ma ochotę.

Chcesz się przywitać z psim kumplem, pieseczku? Dobrze, ale przedtem bodaj na sekundę usiądź.

Chcesz pobiegać bez smyczy? Dobrze, ale przedtem przejdziesz kilka metrów przy nodze, zawarujesz, wstaniesz i dopiero odepnę smycz. Chcesz szukać piłeczki? Poczekaj spokojnie aż ją schowam. Jeśli pies jest pasjonatem aportu, możliwość polowania na zabawkę będzie najlepszą nagrodą, jeśli zainteresowanie zabawką jest bliskie zeru, staramy się rozbudzić to zainteresowanie. I dopiero wtedy, gdy psa naprawdę cieszy kontakt z nami, zaczynamy szkolenie bardziej na serio, ale zawsze zgodnie z wrodzonymi predyspozycjami zwierzaka. Przecież nie będę malamuta uczyć zaganiania owiec ani charta aportowania zabawki z głębokiej wody.

Każdy pies rodzi się zwierzęciem zdolnym do współpracy. Najlepszym kluczem do psiego serca i umysłu jest robienia czegoś razem, a nie rzucanie smakołyków w trawę i podążanie za ciągnącym nas na smyczy zwierzątkiem.

Jeśli podobał Ci się artykuł, postaw kawę nam i naszym psom.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Udostępnij na:

Więcej z serii: Zofia Mrzewińska - z notatnika trenerki

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Sprawdź także
Ubezpieczenie dla psa – czy warto?
01/01/2025
Redakcja Nosem.pl
newsletter
Proszę czekać