Waruj, czekaj czy zostań

Waruj, czekaj czy zostań

Psu oczywiście jest wszystko jedno jak brzmi wypowiadane przez nas polecenie. Ale właśnie dlatego, że pies uzależnia się od sytuacji i nie rozumie słów tak jak człowiek, warto zwracać się do każdego Burka w sposób możliwie zachęcający (głos przepełniony entuzjazmem, już z wyraźną zapowiedzią pochwały, a czasem nagrody) i używać innych słów, oczekując nawet tylko trochę innego zachowania.

Waruj – możemy powiedzieć oczekując zachowania jak na egzaminie – czyli pieseczek nie przesuwa się, nie układa wygodniej na boku, pozostaje w pozycji niejako „na baczność”.

Dla odmiany czekaj – niech oznacza pozostanie na miejscu, ale już trochę swobodniej, z tolerancją oglądania się za przewodnikiem, przesunięcia zaciekawionych łapek, a nawet przemieszczenia się o pół metra – oczywiście bez wstawania czy siadania. No i zostań – to hasło na spokojne pozostanie dłużej, choćby w mieszkaniu, będzie dla psa sygnałem – „na pewno wrócę do ciebie”. Wtedy pies może czekać w dowolny sposób – byle w ciszy.

Oczywiście dobór słów jest całkowicie obojętny, ważne, by hasła wyraźnie różniły się brzmieniem.

O nauce pozostawania w domu pisałam tu nie tylko ja – więc błyskawiczne przypomnienie – zaczynamy od przymykania na sekundy drzwi od pomieszczenia, w którym zostawiamy psa, a po powrocie albo podajemy smakol tak duży, by psiak pobiegł z nim na legowisko, albo podprowadzamy zwierzątko do legowiska i dopiero tam nagradzamy. Kluczem do sukcesu jest oczywiście nagradzanie tylko ciszy. Bodaj pierwszej sekundy ciszy – trzeba zdążać z powrotem.

Pozostawanie poza domem wymaga nauczenia pozycji, w której pies ma oczekiwać na kolejne polecenie.

Jeśli pies wie już, że na hasło waruj trzeba się położyć, przedłużamy ćwiczenie stojąc tuż przed psem, potem odchodzimy odrobinę w bok, potem o ćwierć kroku, o krok, wreszcie stajemy za psem i dopiero obchodzimy zwierzątko dookoła. Bardzo pomocny w tym ćwiczeniu jest gest rozpostartej dłoni – to działa jak ostrzegawcza kocia łapa. (Uwaga – gest kociej łapy doskonale pomaga w opanowaniu chęci pobiegnięcia natychmiast za wyrzucanym aportem – jeśli chcę, aby aportowanie było radośnie oczekiwanym polowaniem na zabawkę, nie będę przecież blokować psa smyczą wyrzucając aport!!!)

Wiele lat temu, na jednych z pierwszych w Polsce międzynarodowych zawodach obedience uważnie obserwowałam szwedzką trenerkę. Oczywiście najciekawszy był nie sam start, ale trening przed zawodami. Zaintrygowało mnie czemu to trenerka, pozostawiając psa na waruj w obecności innych ćwiczących psów z tego samego zespołu, odchodzi od swojego zwierzaka, podrzucając trzymaną za plecami zabawkę. Wydawałoby się, że w ten sposób nadmiernie ekscytuje psa, utrudniając mu pozostanie. No właśnie nie! Zabawka podrzucana w rękach była zapowiedzią nagrody, pieseczek wlepiał oczki w plecy trenerki, nie interesując się w najmniejszym stopniu tym, co robią inne psy.

My także możemy ułatwić psu pozostanie, kładąc najpierw za nim zabawkę lub aport.

Ale uwaga – wysłanie psa od razu po zabawkę po jednej czy dwóch minutach byłoby błędem – najpierw przywołajmy psa do siebie, potem na inne hasło wysyłamy po oczekującą grzecznie zdobycz! Mamy dwa w jednym – pies szybciej wykona polecenie „do mnie”, bo przecież zabawka czeka, a mogłaby przepaść, pozostawiona bez opieki… I szybciej, podekscytowany, wystartuje po oczekujący na odnalezienie aport, a nawet (to już trzecia korzyść) szybciej wróci do nas, cały w emocjach udanego polowania.

Popatrzcie na filmiki – oczywiście takiego zachowania nie oczekujemy na pierwszych zajęciach, to już wyższa szkoła jazdy. Najtrudniejszy moment, to kiedy aport turlany jest z tyłu za psem – pojawia się nieoczekiwanie, budząc najsilniejsze emocje.

Zaproszenie „po psiemu” do zabawy, czyli przypadnięcie na kolana i łokcie przed psem, to była jedna z moich ulubionych niespodzianek-sprawdzianów dla kursantów. Może zdziwicie się, ale psu łatwiej wytrzymać takie zachowanie przewodnika niż kogoś miło poznanego przed chwilą – to także jest nowa sytuacja. Jeśli pies nie wytrzyma pozostania na waruj i czynnie okaże swój entuzjazm, absolutnie nie wolno korygować zwierzaka! Na tak sprowokowane radosne zachowanie odpowiadamy własnym entuzjazmem, akceptacją naskakiwania łapami czy lizania po twarzy.

Prędzej czy później  pies wytrzyma pozostawanie nawet gdy my – i nie tylko my – będziemy fikać przed nim koziołki.

Przecież zwierzak zawsze powinien cieszyć się tym, co robi razem z przewodnikiem. Szkolenie jest bardziej potrzebne psu niż nam – to nie tylko konieczna przepustka do wolności w świecie człowieka, ale i zaspokojenie tak naturalnej dla psów potrzeby współpracy. I przykry jest widok psa-automatu pracującego bez radości, a jeszcze przykrzejszy obraz zwierzaka pracującego wprawdzie z milimetrową dokładnością, ale z nerwowym drżeniem mięśni, rozbieganymi oczami, oczekującego w nieustannym napięciu korekt ze strony człowieka. Nie powinniśmy, nawet dla mistrzostwa wszechświata w jakiejkolwiek dyscyplinie psiego sportu, robić ze zwierzaka skrajnie zestresowanego żołnierza paradującego w kompanii reprezentacyjnej tylko dla satysfakcji swego dowódcy – satrapy.

Nagradzajmy psa za pracę także naszą radością – i wspólną zabawą także.

Jeśli podobał Ci się artykuł, postaw kawę nam i naszym psom.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Udostępnij na:

Więcej z serii: Zofia Mrzewińska - z notatnika trenerki

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Sprawdź także
Narysuj mi lalkę, czyli różne metody szkolenia psa
23/03/2024
Zofia Mrzewińska
newsletter
Proszę czekać