Nosem.pl Szkolenie psa Jak pies uzależnia się od sytuacji
Coraz częściej spotykam się z psami, które potrafią wykonać dość skomplikowane ćwiczenia na placu treningowym, ale wyprowadzane na codzienny spacer nie reagują na pozornie wyuczone polecenia. Za to wyrywają swoim właścicielom ręce razem z płuckami, wsadzają niespokojnie nos w każdy trawniczek, nie są w stanie czegokolwiek podnieść z ziemi i bez szarpania oddać do rąk.
Każdy pies uzależnia się od sytuacji – ogrodzony plac, obecność, głos i ruch ciała trenera, powtarzalne schematy ćwiczeń i te nieszczęsne kilogramy smakołyków zostają utrwalone w pamięci psa. Ale spacer to już inna, nowa sytuacja – no i zamiast odpocząć od wszelkich nauk, pies czuje się tak, jakby nagle był sam – wprawdzie obok nas, ale nie z nami.
Lata temu, na szkoleniach organizowanych przez krakowski oddział Związku Kynologicznego w Polsce, zaczynaliśmy od ćwiczeń grupowych. Trener – jeden na dwadzieścia zupełnie surowych psów i podobnie początkujących przewodników – pokazywał jak skłonić psa do siadania czy poruszania się przy nodze. Wbrew pozorom, tak liczna grupa nie stanowiła przeszkody, przeciwnie, ułatwiała psu koncentrację na jedynej doskonale znanej osobie, czyli właścicielu. Mocne podciągnięcia smyczą czy nacisk na psi zad nie podobałyby się dzisiaj, ale i dziś powinny się podobać przerwy w treningu.
Podczas piętnastominutowych przerw właściciele rozchodzili się z psami, każdy chodził czy siadał ze swoim zwierzakiem, miał obowiązek chwalić, chwalić, i jeszcze raz chwalić psa, wzmacniając dobry kontakt emocjonalny. Tym bardziej po przerwie pies koncentrował się na przewodniku, a przewodnik na informacjach przekazywanych wszystkim przez trenera – tylko w wyjątkowo trudnych przypadkach miało się na krótko trenera na wyłączność. Co ważne – dopiero zaliczony egzamin elementarnego posłuszeństwa, zdawany w nowych niełatwych warunkach, na przykład na wystawie, na ringu otoczonym ciekawskimi widzami i w obecności szczekających i biegających tuż obok innych psów, upoważniał do rozpoczęcia wyższego, specjalistycznego szkolenia.
Psa uwarunkowanego na machanie szarpakiem przed nosem i kawałki parówek wkładane w ślady stóp. Psa, który szkolony za naprawdę niemałe pieniądze gubi się w codziennej rzeczywistości, nie tylko nie potrafi radośnie oddawać zabawki, ale nawet nie zauważa, że na spacer wychodzimy razem! Jeśli płacimy za indywidualne treningi, to w domu i przed domem, i w każdym możliwym miejscu powtarzajmy bodaj kilka razy ćwiczenia demonstrowane przez trenera. I – co jeszcze ważniejsze – sami wymyślajmy nowe, podobne, ale nie takie same, przynajmniej w innej kolejności, i bez parówek. Przecież zwierzątko doskonale wyczuje aprobatę nie tylko w głosie, ale i w każdym naszym ruchu; w zapachu także.
Pies uczył się siadania na placu? No to niech siada także w windzie, na podeście klatki schodowej, na ławce lub obok stolika parkowej kawiarenki. Pies zostawał na waruj gdy staliśmy przed nim? No to stańmy bokiem, a potem tyłem. I przywołajmy zwierzaczka klęcząc na ziemi, czemu nie? Zmieniajmy co chwilę tempo każdego spaceru, uciekajmy psu na długość co najmniej 10-metrowej smyczy; pies może chodzić przemiennie po lewej lub prawej stronie – to pies ma pilnować nas, nie my psa!
Nasze zwierzątko naprawdę odpoczywa wiedząc, że to my jesteśmy za wszystko odpowiedzialni, że wskazujemy korzystne zachowanie w każdej nowej sytuacji. Cieszą nas szkolenia sportowe? No i bardzo dobrze, ale pies szkolony tylko na placu nie odpoczywa ciągnąc na smyczy w parku. Uczymy noseworku? To doskonałe zajęcie dla psa, ale nic nie przeszkadza, aby ten sam pies szukał na spacerze własnej smyczy lub naszej zgubionej rękawiczki. Uczymy obedience? No i świetnie, ale uczmy też zatrzymywania się nie tylko w kwadracie. A nade wszystko niech nasz pies współpracuje z nami, a nie z kolejnym plasterkiem parówki lub piłeczką wyszarpywaną z rąk.
Poprosiłam właścicielkę młodego zwierzaka, absolwenta jednej z krakowskich szkółek, aby podczas treningu w nowym miejscu odłożyła saszetkę z parówkami na ławce. Pozostawiony na siad pies natychmiast pobiegł do ławki – nie oczekiwał nagrody od człowieka, ale od saszetki. Ten sam pies skrajnie pobudzał się na sam widok piłeczki, z obłędem w oczach skakał na przewodnika, usiłując wydrzeć zabawkę z rąk. Naprawdę nie tędy droga do porozumienia z własnym zwierzęciem.
Jeśli twój pies nie potrafi spokojnie oddać piłeczki, połóż trzy zabawki – o metr lub o dwa metry jedna od drugiej. Pies łatwiej odda pierwszą zdobycz, jeśli dwie kolejne zostały w trawie. Uwaga – pracując z bardzo zaborczym zwierzątkiem, ot, choćby z pobudzanym szarpakami malinoisem, zostaw na ziemi pięć zabawek. Trzy zabawki maliniak prawdopodobnie spróbuje zagarnąć do pyska za jednym razem… Jeśli pies uwarunkował się na saszetkę ze smakolami przyczepioną do paska, odłóż ją na ławkę, stań najpierw obok. Wyjmuj po jednym kawałeczku i podawaj z ręki siedzącemu bodaj o metr psu. Odejdź z psem o pół kroku, wróć, naprowadź w siad, wyjmij smakol. Nagradzaj nie za każdym ćwiczeniem – i nie zawsze za drugim lub trzecim. Stopniowo zwiększaj dystans od ławki z saszetką. Staraj się uwarunkować zwierzątko na siebie i ustawicznie zmieniaj sytuacje treningowe.
Namirah pracuje z bringselem – to coś w rodzaju dłuższego wisiorka przypiętego do obroży. Po samodzielnym znalezieniu zaginionego człowieka (lub pozoranta na zawodach), psica chwyta bringsel w pysk, wraca do przewodnika, oddaje odpinany bringsel i doprowadza do zaginionego. Namirah znalazła już dwoje „zaginionych”; gdy wbiegła w las po raz trzeci, rozległy się dziwne okrzyki. Suczka bezbłędnie wykonała zadanie, chociaż to właśnie pozorantka zaczęła krzyczeć i machać rękami na widok psicy. Nie, nie ze strachu – sądziła, że to jej własny, bardzo podobny do Namirah zwierzak jakoś wydostał się z samochodu i szukając właścicielki biega po terenie zawodów…
Namirah krzyki i machanie rękami nie przeszkodziły – nie takie dziwolągi spotykała na treningach! Pozorant nie zawsze spokojnie drzemał na karimacie – czasem właził na drzewa lub na myśliwską ambonę, krzyczał na widok dobiegającego psa, machał rękami albo udawał atak epilepsji… Nie dla zabawy; naprawdę zaginiony człowiek może być w szoku, może zachowywać się różnie. No i Namirah zrozumiała, że cokolwiek robi odnaleziony człowiek, ona ma wracać do przewodnika i sygnalizować „znalazłam, doprowadzę”. Nie tylko na treningach czy zawodach – w prawdziwej nowej sytuacji i w nowym miejscu także.