Nosem.pl Szkolenie psa Wyzwania w pracy instruktorów z zespołami człowiek-pies
Który element podczas szkolenia jest istotniejszy – pies czy człowiek? Czy szkoleniowiec powinien się emocjonalnie angażować w swoją pracę? Jakie role przyjmujemy pracując w roli instruktora? Zapraszamy do zastanowienia się razem z nami nad największymi wyzwaniami, które napotykają instruktorów szkolących zespoły psio-ludzkie.
[Kaja] Praca instruktora, jak każda inna, obfituje we wzloty i upadki. Trafiamy na wspaniałe psy oraz zaangażowanych przewodników, ale zdarzają się psy trudne, treningowo zaniedbane oraz opiekunowie, którym zależy wyłącznie na szybkich efektach, najlepiej z minimalnym wkładem własnym. Początkujący instruktorzy sądzą, że ich praca to będzie wyłącznie szkolenie psów. Już po kilku lekcjach z klientami, a zdarza się, że nawet po pierwszej, przekonują się, że ich praca wygląda inaczej. Nagle muszą, jako trenerzy, całą godzinę lekcji poświęcić nie psu, a jego przewodnikowi. Z tego powodu wiele szkół zaczyna swoje zajęcia od wykładów teoretycznych dla właścicieli. Właściciel psa to nasze narzędzie, za pomocą którego będziemy uczyć jego czworonoga. Czy to właśnie „część ludzka” jest największym wyzwaniem ?
W relacji instruktora z psio-ludzkimi podopiecznymi powinno się traktować swoich podopiecznych jak naczynia połączone. Zmiany w zachowaniu psa skutkują zmianami w zachowaniu jego przewodnika i na odwrót. Czasami wystarczy wpłynąć na samopoczucie i samoocenę właściciela, aby znacząco wpłynąć na postęp w nauce u psa. A kiedy indziej wyraźnie widoczna chęć do nauki i postępy czworonoga sprawiają, że jego przewodnik dostaje „wiatru w skrzydła”. W naszej pracy jest wiele takich przykładów płynących z naszych doświadczeń jako trenerek zespołów ratowniczych, sportowych, ale również „zwykłych właścicieli”.
[Paula] W pełni zgadzam się z Kają, że mit trenera/tresera psów powoli przechodzi do lamusa. Praca instruktora to praca z ludźmi, którzy są przewodnikami swoich psów. I tutaj zaczyna się zabawa, bo nie każdy kto potrafi pracować z psami, jest w stanie pracować z ludźmi. Spotkałam w swoim życiu bardzo dobrych przewodników psów, którzy doskonale rozumieli czworonogi i genialnie rozpoznawali ich potrzeby, ale zupełnie nie potrafili pracować z ludźmi. Często brakowało umiejętności pedagogicznych, wiedzy z zakresu komunikacji, a czasem po prostu cierpliwości. Uwierzcie mi, po prawie 20 latach w branży jestem w stanie to zrozumieć.
Niektórzy nazywają mnie „instruktorem ostatniej szansy”. Na początku zastanawiałam się czy to dobrze o mnie świadczy. Na moich seminariach pojawiały się zespoły, które były skreślone przez innych. Zrezygnowani przewodnicy i smutne psy. Nie będzie prawdą, jeżeli napiszę, że każdemu z nich udało się przezwyciężyć wszystkie wyzwania. Z całą pewnością jednak mogę napisać, że udało nam się dopasować narzędzia treningowe i cele zespołów oraz odnaleźć radość ze wspólnej pracy. Powiedzenie “If it’s not fun, you’re doing it wrong!” stało się hasłem wspólnych zajęć. Często okazywało się, że wcześniejszy problem wynikał z niedopasowania metody do konkretnego psa, ale również do przewodnika. Tak! Do przewodnika. Ludzie, tak jak psy, są różni i do nich również powinniśmy, jako instruktorzy, dopasować metodę pracy. Bardzo często podczas konsultacji online ponad połowę czasu poświęcam pracy nad mindset’em przewodnika. Żartuję, że jestem trochę coachem, a trochę instruktorem. Faktem jest, że pozytywnie zmotywowany, pewny siebie i swoich umiejętności przewodnik wpływa genialnie na pracę swojego psa.
Jakie są Twoje doświadczenia w tym temacie, Kaju?
[Kaja] Od razu przypomina mi się kilka z zespołów, z którymi miałam okazję pracować. Ale jeden szczególnie zapadł mi w pamięć. Właścicielka, razem ze swoim 4-miesięcznym szczenięciem, na początku uczęszczała na zajęcia grupowe. Na początku wszystko było w porządku, ale po kilku lekcjach okazało się, że temperament i żywiołowość jej szczeniaka sprawiał, że wymagał on więcej czasu poświęconego szkoleniu – szczególnie w rękach niedoświadczonego przewodnika. Nic dziwnego, że szybko zaczął „odstawać” od grupy, co bardzo negatywnie wpłynęło na jego właścicielkę. Uznała swojego psa za „niereformowalnego” oraz zaczęła porównywać go do innych, „mądrzejszych” szczeniąt w grupie. Powtarzała, że „to się na pewno nie uda”, „on tego na pewno nie zrobi”. Po rozmowie z instruktorką, postanowiła rozpocząć zajęcia w trybie indywidualnym. Gdy trafiła do mnie, najwięcej pracy musiałam włożyć w poprawę jej samopoczucia na szkoleniu oraz wiary w możliwości własnego psa. Bardzo dużo uwagi poświęcałam nawet najdrobniejszym sukcesom, każdy z nich wspólnie celebrowałyśmy na zajęciach. Samego szczeniaka określiłabym jako przeciętnego jeśli chodzi o zachowanie i stwarzane problemy. Większość wysiłku wkładałam w jego przewodniczkę. Bez tego nie mielibyśmy szans, aby „ruszyć dalej” z treningiem.
We wspomnianym przypadku starałam się, aby zespół popełniał jak najmniej błędów. Bardzo skupiałam się na sukcesach. Czasem jednak, jako instruktor, muszę pozwolić mojemu uczniowi na popełnianie błędów. Staram się nigdy nie forsować za wszelką cenę swoich metod, wychodzę z założenia, że ze wszystkiego można wyciągnąć naukę. Jeśli mój uczeń, dzięki swojemu sposobowi, osiągnie sukces, jest to nauka dla mnie i może nowy sposób na „stary” problem, który mogę dodać do swojego repertuaru. Jeśli poniesie porażkę, jest to nauka dla niego i szansa dla mnie, aby bardziej ufał mojemu doświadczeniu. W obu przypadkach wygrywamy!
[Paula] Według mnie zaufanie przewodnikowi jest kolejnym wyzwaniem dla nas jako szkoleniowców. Wiele lat temu podczas kursu instruktorskiego dostałam doskonałą radę od mojego szwedzkiego mentora, która towarzyszy mi w pracy do dziś. Birger powiedział: „Paula, wysłuchaj przewodnika, daj mu czas i dopiero wtedy wyciągaj wnioski.”. Wzięłam sobie to zdanie do mojego instruktorskiego serca. Nieważne czy jest to osoba doświadczona, czy początkująca, od tego czasu staram się zawsze wsłuchiwać w to co mówią do mnie moi uczniowie. Staram się również zrozumieć ich emocje, ponieważ wpływają one bezpośrednio na relację z psem. Radosny i zmotywowany przewodnik potrafi osiągnąć wspaniałe efekty ze średnim psem, podczas gdy zestresowana osoba będzie miała problem z poprowadzeniem nawet najlepszego czworonoga.
Jako szkoleniowiec wcielam się w różne role, w zależności od grupy lub zespołu, z którymi pracuję. Najczęściej przyjmuję rolę mentora, czyli dzielę się swoją wiedzą, ale zostawiam dużo pola moim uczniom. Muszą oni, na podstawie zdobytej wiedzy i narzędzi, sami dojść do pewnych wniosków, zorganizować ćwiczenie dla swojego psa. To doskonały sposób na przygotowanie przewodnika do wzięcia odpowiedzialności za szkolenie swojego czworonożnego towarzysza w przyszłości.
Moim ulubionym modelem szkoleniowca jest pasterz. Jest to rola zarezerwowana dla grup zaawansowanych. Bardzo często wcielałam się w nią prowadząc mój autorski Kurs doskonalący dla instruktorów. Rola pasterza wymaga doświadczenia i empatii względem uczestników. Zajęcia często wyglądają tak, jakby prowadzili je sami uczniowie, a nauczyciel gra tu drugoplanową rolę. Osobiście nic mnie bardziej nie cieszy, jak obserwowanie burzy mózgów wśród uczestników moich kursów i ich wspólna praca nad rozwiązaniami. Często są to wnioski, do których samodzielnie byśmy nie doszli. Wzajemne stymulowanie się, różne punkty widzenia i doświadczenia powodują, że otwieramy głowy i dostrzegamy nowe rozwiązania.
Rola, w którą wcielam się rzadziej jako instruktor to rola guru. Często demonizowana, ale czasem potrzebna, szczególnie jeżeli pracujemy z zespołami początkującymi. Podanie konkretnych rozwiązań, szczególnie na początku drogi zespołu, bardzo ułatwi przewodnikowi pracę. Ponadto niektórzy chcą po prostu prowadzić dobre życie z psem, który potrafi przyjść na zawołanie i nie ciągnąć na smyczy. Powinniśmy wtedy jako szkoleniowcy schować nasze ambicje do kieszeni, wsłuchać się w potrzeby zespołu i pomóc najlepiej jak potrafimy.
No właśnie! A co z emocjami szkoleniowca? Jak myślisz Kaju, czy powinnyśmy się personalnie angażować w naszą pracę?
[Kaja] O kondycji psychicznej wciąż za mało się mówi, a przecież konflikty, niepowodzenia, błędy, presja, trudne decyzje – to coś, co towarzyszy każdej osobie pracującej z ludźmi. Do tego dochodzą sytuacje w których, oprócz trenera psów, musimy jako instruktorzy wcielić się trochę w rolę ludzkiego terapeuty. To dodatkowo obciąża. Trzeba umieć sobie z tym radzić, regenerować się – aby mieć siłę do dalszej pracy. Zawsze trzeba stabilnie stać na ziemi, jeśli chcemy dać oparcie innym – inaczej wszyscy się w końcu przewrócimy.
Czasami przychodzą do mnie klienci, którym najbardziej zależy na tym, aby rozwiązać problem z psem szybko. Często nie mają problemu z tym, aby zrobić to metodami, które są szkodliwe dla psa. I tu zadaniem instruktora jest wykazanie się spokojem, omówienie sytuacji, dokładne opisanie rodzajów szkolenia, ich zalet i wad, a przede wszystkim długofalowych efektów. Jako szkoleniowiec, muszę umieć „sprzedać” moją metodykę pracy, przekonać do niej właściciela psa i skłonić go, aby chociaż spróbował. Jeśli uda mi się to zrobić, to super. Jeśli nie – ważne jest, aby mieć świadomość, że nie zawsze na wszystko mamy wpływ. Zawsze w takich sytuacjach towarzyszy mi obawa o dalszy los psa, jest to normalne. Wtedy często korzystam z możliwości rozmowy z innym trenerem, analizuję konkretny przypadek, zastanawiam się, czy coś mogłam zrobić inaczej lub lepiej – staram się jednak unikać obwiniania się czy zadręczania tym.
[Paula] A nie jest to wcale takie proste! Dlatego praca nad sobą i własnym mindset’em powinna być elementem kursów instruktorskich. Techniki radzenia sobie ze stresem czy rozwiązywania konfliktów również. Zdrowego dystansu można się nauczyć, a stawianie granic wytrenować. Nie chodzi o to, żeby być niemiłym wobec klientów lub uczniów, ale żeby czytelnie komunikować swoje potrzeby i zasady, również finansowe. Nie ma nic złego w otrzymaniu zapłaty za swoją pracę. Jest takie mądre powiedzenie: „Jeżeli twoja rada jest warta tego, aby o nią zapytać, jest również warta tego, aby za nią zapłacić.”. Temat zarabiania pieniędzy wciąż nas krępuje. Wierzę, że nasz stosunek do pieniędzy odzwierciedla naszą relację z samym sobą, dlatego wprowadziłam go do programu „Kursu doskonalącego dla instruktorów”.
Tak jak Kaja spotykam na swojej drodze przewodników, z którymi nie rezonuje moja energia. Czasem chodzi o narzędzia szkoleniowe, a czasem po prostu nie nadajemy na tych samych falach. Co zrobić w takim przypadku? Czy za wszelką cenę starać się utrzymać przy sobie klienta? Ja uważam, że lepiej odpuścić, lub pokierować taką osobę do innego szkoleniowca. Rozumiem aspekt finansowy, ale szanuję swoją etykę pracy i swoją przestrzeń. Nie zawsze tak było, stąd wiem jak ważny jest komfort pracy i jak bardzo wpływa on na całe nasze życie. Ponadto wierzę w prawo przyciągania, czyli w to, że przyciągamy do swojego życia to co sami wysyłamy.
Życzymy wszystkim szkoleniowcom zespołów psio-ludzkich dużo satysfakcji w pracy z ludźmi i samych merdających ogonów.
Z polsko – norweskimi pozdrowieniami
Kaja Chudalewska i Paula Rzewuska
Zdjęcia autorstwa: Agnieszka Augustynek, Piotr Podgórski, Urszula Sus, Barbara Juszczak