Po pierwsze – jak najczęściej karmimy malucha z ręki, potem z miski trzymanej w rękach. Gdy zwierzątko pochłonie zawartość miski, ręka dokłada kolejną, maleńką porcję. Następny etap to ustawienie miski pomiędzy stopami siedzącego człowieka, siedzącego, bo stojąc często mimowolnie pochylamy się nad psem, co bywa rozumiane jako gest grożący. Wreszcie napełniamy miskę i przywołujemy psa, wymagając przyjęcia na moment pozycji siad przed podaniem miski. Zawsze tym samym słowem zapraszamy i do korzystania z miski, jak i zjadania czegokolwiek z ręki. Miska powinna być wylizana do czysta, zabierana i chowana po jedzeniu, jedynie miska z wodą może być stale dostępna.
Jakiekolwiek głaskanie szczeniaka przy napełnionej misce prowokuje malucha do pilnowania jedzenia – dotyk ręki przypomni rywalizację z rodzeństwem przy matczynym brzuchu.
Naprawdę bardzo lubię łakome psy – a chowana niedojedzona miska uczy łakomstwa dość skutecznie. Lubię łakome psy, bo po pierwsze łatwiej je nagradzać symbolicznym smakołykiem, a po drugie i ważniejsze – łakomy pies pozostawieniem jedzenia zasygnalizuje jakieś problemy ze zdrowiem; pies rozkapryszony nie da nam takiej jednoznacznej informacji.
Stałe, co do minuty pory karmienia to nie jest najlepszy pomysł – zdecydowanie lepiej zachować pewną nieregularność – śniadanie może być równie dobrze o 7.00 jak i o 7.23. Lepiej też karmić domowego zwierzaka częściej, mniejszymi porcjami – moje już dorosłe psy karmione były dwa lub trzy razy dziennie.
Dorosły pies, o niewiadomej przeszłości, może obawiać się podejść do miski, przy której stoi człowiek, może także atakować w obronie jedzenia. Ale własny, domowy, od szczenięcia wychowywany zwierzak powinien mieć do nas na tyle zaufania, abyśmy mogli odebrać mu każde jadalne znalezisko oraz zaproponować noszenie i zaaportowanie kawałka kiełbasy także. A pies, który potrafi podać pustą miskę w oczekiwaniu na dokładkę, doskonale już wie, kto jest karmicielem – miska czy człowiek.