Nosem.pl Szkolenie psa Dobre emocje podstawą aportowania
Widziałam wielokrotnie – a i Państwo być może widzieliście – filmy demonstrujące naukę aportowania przy użyciu przymusu, bolesnego dla psa. Moim zdaniem to barbarzyństwo – i nie dam się przekonać, że jest inaczej.
Oczywiście są psy, którym nie sprawia radości aport, choć bez wahania upolują dla siebie prawdziwą żywą zdobycz.
Młoda Rejka, terierka rosyjska, już nie szczeniak, ale nie dorosła, jeszcze nie znała uroków takiego polowania. Wprawdzie chętnie pomagała wnosić do domu zakupy, ale na spacerze lekceważyła wszelakie zabawki. Zaczęłyśmy więc pracę w domu. Już chowanie zabawki pod jakikolwiek mebel okazało się dla psicy ciekawe, także turlanie piłeczki pomiędzy mną a właścicielką warte było zainteresowania. Krok po kroku, bez nacisku czy pośpiechu, bez żadnej formy przymusu przenosiłyśmy zabawę poza dom. I wreszcie poza domem udało się, pracując właśnie na emocjach, obudzić w psicy radość aportowania. W sposób wymyślony przeze mnie lata temu – na zjeździe goldeniarzy.
I każdy taki pies kiedyś spróbuje robić coś razem z człowiekiem. Gdy usłyszałam o niechętnie aportujących, przecież nigdy nie skrzywdzonych goldenach, potraktowałam to jako wyzwanie. Ogłosiłam konkurs aportowania – nie takiego regulaminowego, tylko w formie zabawy. Wytyczyłam na ścieżce dwie linie – odległe o kilka metrów. Na pierwszej zostawał pies z pomocnikiem; na drugiej właściciel, bardzo demonstracyjnie, tak by zwrócić uwagę zwierzaka, kładł trzy łatwe do noszenia przedmioty. Jeśli pies był speszony zachowaniem właściciela – przedmioty kładłam ja. Potem włączałam stoper – właściciel z psem na smyczy biegł po pierwszą zabawkę, zachęcał do podniesienia i trzymania, wracał biegiem z psem na linię startu, odbierał zabawkę z psiego pyska, biegł po drugą i trzecią – oczywiście przy entuzjastycznym dopingu wszystkich goldeniarzy – a ja mierzyłam czas.
Żadna para nie została zdyskwalifikowana – szybciej lub wolniej zabawki zostały przeniesione; okazało się, że można, właśnie bez przymusu, bez zniechęcenia, bez okazywania dezaprobaty własnemu psu. Rozdałam dyplomy i wszyscy syci chwały zasiedli przy ognisku.
W ten sam sposób – zobacz film – udało nam się przekonać Rejkę, że każdy aport to świetna zabawa – dla niej, i dla jej pani także. Podstawowym warunkiem takiej pracy jest niekłamana aprobata psa przez właściciela; inaczej po prostu się nie da.
Wielokrotnie później, na różnych seminariach poświęconych aportowaniu, powtarzałam takie zawody. I naprawdę zawsze z dobrym skutkiem.
Umie już wrócić z aportem, nie wybiega samowolnie (uwaga – skarcenie młodego psa za przedwczesne wybiegnięcie po aport byłoby straszliwym błędem – wstrzymywanie smyczą też. Takie sprzeczne komunikaty obrzydziłyby aport każdemu bardziej wrażliwemu zwierzątku. Zdecydowanie lepiej usadzić psa przy nodze bez smyczy, rozcapierzoną dłonią trzymaną przed psim nosem blokować ruch i najpierw pozwalać na bardzo szybkie wybiegnięcie). Łatwo sprawdzić, czy pies jest gotów przejść do nauki aportu sportowego.
Popatrzcie na drugi film – Raszka przynosi w dowolny sposób i w dowolnej kolejności rozmaite przedmioty. Nie muszę jej w żaden sposób nagradzać – nagrodą jest możliwość kolejnego aportu, nawet szklanki – oczywiście z nietłukącego się materiału. Takie właśnie zastępcze polowanie okazuje się ważniejsze niż smakołyki ustawicznie wyciągane z saszetki, budzi najlepsze emocje u psa – emocje wspólnej pracy, i to bez nadmiernej ekscytacji na dodatek.
Następnym razem spotkamy się już przy sportowym aporcie.