Nosem.pl Psy pracujące Psy ratownicze Psy kombinowane, czyli psy ratownicze Wikingów.
Zapraszam Was do podróży przez krainę Wikingów. Przyjrzymy się pracy z psami ratowniczymi na północy. Poszukamy odpowiedzi na pytanie, czy pies jest w stanie opanować różne techniki poszukiwawcze na tyle dobrze, aby używać ich w pracy operacyjnej i czy musi posiadać wyjątkowe predyspozycje.
Towarzyszyła mi wówczas moja ukochana tervuerenka Freya, która była już wtedy certyfikowanym psem ratowniczym w Polsce. Wstąpiłyśmy od razu w szeregi tutejszej grupy ratowniczej i rozpoczęłyśmy treningi. Certyfikacja w Norwegii wydawała mi się jedynie formalnością, jednak po zapoznaniu się z regulaminem moje nadzieje stopniały równie szybko, jak tutaj śniegi topnieją w maju, albo i w czerwcu. Egzaminy z tropienia?! I, o zgrozo, oznaczanie rzeczy! Przecież mamy szukać ludzi, a nie ciuchów. Co za bzdury? Huczało mi w głowie. Postanowiłam jednak spróbować.
Pierwsze treningi tropienia z prawie 3 letnim psem, który od szczenięcia był szkolony do pracy górnym wiatrem były koszmarem. Do tego ja bez doświadczenia w tropieniu, a Freya z dużym przeświadczeniem, że zapachu szuka się jedynie trzymając nos w górze. Frustracja panowała po obu stronach smyczy, a po mojej dodatkowo pot i łzy.
Na szczęście miałam wokół siebie wspaniałych nauczycieli, którzy przyszli mi z pomocą. Niezwykle doświadczony szwedzki instruktor Birger Larson nauczył mnie jak czytać psa na śladzie i jak korygować błędy. W Polsce mój przyjaciel Paweł Zieliński zasuwał w zimie na czworakach, żeby przygotować nas do pracy na twardych powierzchniach. To właśnie Paweł pokazał mi jak rozkładać ślad na części pierwsze i jak trenować każdy element osobno. Wielu norweskich instruktorów pokazywało mi jak pracować operacyjnie z psem tropiącym.
Wróćmy jednak do treningów z Freyą. Łatwiej było jej rozróżnić tropienie od pracy górnym wiatrem, ponieważ bardzo pilnowałam sprzętu, którego używałam podczas treningów. Do tropienia zawsze były szelki i długa linka, a do pracy górnym wiatrem kamizelka. Nasza wspólna droga do opanowania tropienia była długa, ale pracowałyśmy rzetelnie codziennie przez wiele tygodni. Pewnego dnia coś zaskoczyło w rudej główce mojej tervuerenki. Nie było żadnej magicznej sztuczki ani super rady. Po prostu po wielu kilometrach na tropie Freya zrozumiała, o co chodzi, przyłożyła nos do ziemi i tak dokończyła ślad. Freya została psem kombinowanym.
Jeśli mam być szczera to trochę z przypadku. Kilka lat temu zaproszono mnie do Polski, abym podzieliła się wiedzą, którą zdobyłam w norweskich służbach i musiałam jakoś skrócić nazwę z “psów, które pracują zarówno górnym i dolnym wiatrem” do czegoś krótszego. Tak powstała nazwa pies kombinowany.
Z definicji pies kombinowany to pies ratowniczy, który potrafi pracować górnym wiatrem i oznaczać odnalezione osoby, a w moim przypadku również rzeczy, na których jest zapach człowieka. Pies kombinowany potrafi też tropić, czyli precyzyjnie poruszać się po pozostawionym przez człowieka śladzie. Najważniejszą cechą takiego psa jest jednak umiejętność płynnego przejścia z jednej techniki do drugiej. Wyobraźmy sobie, że na akcji zespół ma za zadanie przeszukać górnym wiatrem określony sektor. Pies odnajduje oraz oznacza zgubiony przez poszkodowanego plecak. Przewodnik melduje policji odnalezienie rzeczy i potwierdza, że należy ona do osoby zaginionej. W tym momencie zespół zmienia technikę poszukiwawczą z pracy górnym wiatrem na tropienie. Wyszukuje ślad wokół przedmiotu, a po jego odnalezieniu podąża po nim.
Dzięki tropieniu istnieje dużo większe prawdopodobieństwo odnalezienia osoby zaginionej, niż gdybyśmy przeczesywali kolejne sektory. Jeżeli zdarzy się jednak tak, że pies zgubi ślad to jesteśmy w posiadaniu bardzo ważnych informacji: gdzie zaginiony na pewno był i w jakim kierunku się przemieszczał.
Jest wiele detali, na które trzeba uważać trenując zarówno tropienie jak i pracę górnym wiatrem. Popełniłam wiele błędów, ale dzięki temu wiem, jak ich unikać pracując z kolejnymi psami.
Obecnie przygotowuję mojego 3 psa kombinowanego do pracy w ratownictwie. Podnoszę poprzeczkę, popełniam kolejne błędy, analizuję, wyciągam wnioski i pracuję dalej. Tak to już będzie wyglądać i właśnie dlatego jest to tak fascynujące. Wciąż się uczę i chyba pogodziłam się już z faktem, że czasu mi nie wystarczy na zgłębienie wszystkich aspektów pracy z psami ratowniczymi. Wszystkie moje psy, które pracowały i nadal pracują ze mną w Skandynawii są psami kombinowanymi oraz pracują jako psy lawinowe. To jednak temat na zupełnie inną opowieść.
Z północnymi pozdrowieniami
Paula Rzewuska