Nosem.pl Pies w domu Nawykowa choroba lokomocyjna psów, jak zapobiegać
Trudno z uśmiechem na ustach planować jakąkolwiek podróż z psem, jeśli nasze zwierzątko już po wejściu do samochodu zaczyna nerwowo przełykać ślinę. Choroba lokomocyjna, choć zdarza się niezbyt często, jest jednak bardzo dokuczliwa i dla psa, i dla właściciela samochodu także. Podobnie jak przy wszelkich problemach na czterech łapach – zawsze lepiej jest zapobiegać niż leczyć.
Okazuje się, że można. Hodowca, od którego szesnaście lat temu kupiłam Raszkę, postawił sobie za cel także jak najbardziej praktyczną socjalizację szczeniąt. Sporządził coś w rodzaju kojca wstawianego do bagażnika samochodu i zabierał czterotygodniowe maluchy na krótkie przejażdżki – oczywiście razem z mamą. Bliska obecność mlecznego baru skutecznie odwracała uwagę szczeniaków od nowych, niezbyt sympatycznych zapachów, dziwnych odgłosów, skutków przyspieszania i hamowania – a na to ostatnie bardzo wrażliwy jest każdy pies.
Raszka następną podróż z Lublina do Krakowa, już po ukończeniu siódmego tygodnia życia, zniosła bez żadnych problemów.
Ważne jest także, aby podczas pierwszej podróży szczeniak był głodny – lepiej nawet przez cały dzień przegłodzić malca, niż sprowokować opróżnianie żołądka podczas jazdy. Pierwsza podróż z hodowli do nowego domu powinna dostarczać tylko dobrych wrażeń – można często zatrzymywać auto, wynosić malca na rękach, pozwalać na krótki spacer, oczywiście na szorkach. A dlaczego wynosić na rękach, nie pozwalać na wyskakiwanie nawet wtedy, gdy podwozie jest bardzo niskie, a pieseczek ciężki? Dlatego, aby szczeniak od początku nie nabierał przekonania, że może samochód opuścić o własnych silach, nie czekając na pozwolenie.
Jeśli maluch, lekkomyślnie nakarmiony przed pierwszą podróżą, zwymiotuje podczas jazdy, może bez żadnych farmaceutyków polubić następne podróże. Nie trzeba wsiadać do auta, by przyzwyczaić szczeniaka do nagłej zmiany tempa jazdy – starczy posadzić malca na obrotowym fotelu i asekurując rękami wprawić fotelik w ruch. Są oczywiście i farmaceutyki zapobiegające chorobie lokomocyjnej, jednak czasem wystarczy pomóc opanować stres.
Młody, ledwie roczny pies zwymiotował w aucie podczas zbyt długiej podróży. Co gorzej, samochód nie należał do właścicieli psiaka – kąśliwe uwagi i napięta atmosfera nie mogły ujść uwagi psa. Każda następna jazda była gorsza – pies wymiotował za każdym razem, bał się nie jazdy, ale złych emocji ludzi.
Lubiłam tego psa, właścicieli także, zaprosiłam więc na przejażdżkę w moim małym fiacie, na pewno mniej komfortowym niż auto, w którym pies jeździł poprzednio. Właściciele psa usiedli z przodu, ja z tyłu, obok psa. Zapewniłam, że nie przeraża mnie perspektywa czyszczenia tapicerki ani nie obawiam się, że pies zwymiotuje na moje spodnie. Gdy po kilku minutach jazdy pies już nerwowo przełykał ślinę, zaczęłam masować przerażone, odłożone na bok uszy zwierzaka, z pełnym przekonaniem radośnie upewniałam psa, że jest wspaniały, dzielny, odważny, a w moim autku może rzygać ile tylko chce – i podstawiłam plastikowy woreczek. Pies, rzecz jasna, zrozumiał z tej tyrady tylko tyle, że nadal jest aprobowany. Właściciele przestali bać się skutków zabrudzenia auta i także odetchnęli z ulgą. Pysk zwierzaka pozostał tylko nieznacznie zaśliniony, woreczek nie był potrzebny.
Ta jedna lekcja wystarczyła – skutecznie został przerwany łańcuch nasilających się psich lęków. Lęków nie przed jazdą, ale przed złymi emocjami ludzi.
Kontrolujmy własne emocje zawsze wtedy, gdy towarzyszy nam pies. Niewiarygodnie wiele i niewiarygodnie szybko można zmienić w zachowaniu naszego najlepszego przyjaciela, jeśli tylko wyczuje od nas spokój, pewność siebie i radosną aprobatę. Warto pamiętać o tym na co dzień.