Nosem.pl Pies w domu Kolędy w środku lata, czyli o emocjach psa
Psie emocje to przeogromny temat – rzeka. Nie zawsze potrafimy skutecznie sterować naszym zwierzątkiem odwołując się do jego emocji, ale zawsze próbować warto. Zanim jednak zaczniemy analizować w jaki sposób zmienić trudne czy kłopotliwe zachowanie psa – przyjrzyjmy się własnym emocjom, bo to one także bywają tą pierwszą przyczyną kłopotów.
Pies doskonale wie – po naszym zapachu, po niewielkich, odruchowych gestach – do kogo czujemy sympatię, do kogo niechęć, jakie sytuacje budzą w nas stres. Pies wie to nie tylko o nas; o innych ludziach także. Można zaplanować pozorowaną akcję dla drużyny ratowniczej z psami – tak, aby przewodnicy psów nie wiedzieli, że to tylko trening, ale psów oszukać się nie da; minimalna zmiana zapachu i zachowań dowodzących akcją pozorowaną starczy za informację. Można perfekcyjnie przygotować siebie i psa do jakichkolwiek egzaminów czy startów w zawodach, których program przerobiliśmy podczas treningu, ale jeśli nie opanujemy własnego zdenerwowania, pies będzie wlec się za nami jak na ścięcie, odmówi wykonania doskonale wyuczonych poleceń, albo – co gorzej – pokaże zęby konkurentom, a i na sędziego także popatrzy spode łba.
I wtedy wszelkie działania naprawcze trzeba zacząć od kontroli własnych emocji – co naprawdę nie jest takie łatwe.
Dużego, bardzo impulsywnego, pobudliwego owczarka belgijskiego malinois zostawiłam przed bramką w małym fiaciku. Nie wiem – może i lepiej, że nie wiem – kto postanowił sprawdzić, czy pies będzie pilnował samochodu i podrażnił zwierzaka przez minimalnie uchyloną szybę. Reakcję psa usłyszeliśmy wszyscy – gdy dobiegłam do samochodu, żartownisia już nie było. Ale mój pies nie znał się na takich żartach. Od tego dnia spinał się na widok każdego człowieka podchodzącego do auta. A że zachowania agresywne poszerzają się na sytuację poprzedzającą pierwszy konflikt, już nie trzeba było go drażnić. Starczyło, że ktoś przechodził blisko, popatrzył na nas z przejścia dla pieszych, przyglądał się z chodnika, z samochodu stojącego obok przed zmianą świateł, aż w końcu także każde wyprzedzające nas auto powodowało wściekły ryk i skok do szyby.
Stopniowe zobojętnianie pobudzających psa sytuacji nie przynosiło efektów. Owszem, podczas szkolenia na parkingu pies szybko zaakceptował wszystkich podchodzących, przebiegających i przejeżdżających obok, ale nie przenosił tego zachowania na sytuacje pozatreningowe. Bo trening różnił się zasadniczo od codziennej jazdy miastem czy za miasto. W sytuacjach pozatreningowych czynnikiem wyzwalającym psią agresję było moje zdenerwowanie – podczas treningu byłam przecież spokojna! – i to ja musiałam opanować swoje emocje. Bez jakichkolwiek farmaceutyków i bez zamiany małego fiacika na samochód, w którym zmieściłaby się klatka transportowa.
Nie mam słuchu muzycznego; fałszuję straszliwie i nawet „wlazł kotek na plotek” jest poza moimi możliwościami, toteż nie obrzydzam nikomu Wigilii kolędami we własnym wykonaniu. Ale pewnego lipcowego dnia, ledwie uruchomiłam silnik fiacika, jeszcze przed blokiem, zaczęłam – dość głośno – śpiewać Wśród nocnej ciszy. Psu to nie przeszkadzało; zaciekawiony tylko nadstawił uszy, a mnie absurd sytuacji rozbawił niesamowicie. Ruszyliśmy ulicami miasta, po drodze przekładałam kolędy przyśpiewkami w rodzaju „zajechali dziś mi drogę pasterze” …
Zniknął czynnik wyzwalający agresję, psie pobudzenie minęło jak ręką odjął – wyprzedzające nas auta, przechodnie na pasach, ludzie przechodzący na stacji benzynowej stali się obojętnym tłem, nie wartym nawet spojrzenia, a co dopiero warknięcia czy wściekłego miotania się do szyby.
I tak to kolędy śpiewane w środku lata okazały się skuteczną metodą treningową – polecam niekoniecznie śpiew, ale zawsze wprowadzenie się w dobry humor przez rozpoczęciem jakichkolwiek zajęć z psem. O innych sposobach pracy na emocjach na pewno jeszcze opowiem,